1 lut 2016

2. ''Try to ketchup, mother*fucker!''

— Hej. Wstawaj.
Nie ma mowy.
— Susie, jest godzina szósta czterdzieści.
Nie przekonałaś mnie jeszcze.
— Wstawaj leniu jeden.
Nie chce mi się.
Poczułam, że ktoś zakłada mi słuchawki. Lekko uchyliłam jedno oko, ale i tak. Nie zdążyłam ich wyjąć.
Obudziło mnie Forgotten puszczone na maksymalną głośność.
Zerwałam się z łóżka niemal natychmiast. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na dziewczynę siedzącą na krześle. Uśmiechała się niewinnie. Jasnobrązowe loczki dzisiaj miała rozpuszczone.
— Nataszo Katrino Delson. Jesteś martwa — szepnęłam.
— Wiem, że nie. Zaraz będziemy musiały się zbierać, więc won do łazienki — odparła.
— Jesteśmy już spóźnione? Co w ogóle robisz u mnie w domu?
— Nie jesteśmy spóźnione, ale jeśli nie wyjdziemy w przeciągu pół godziny, spóźnimy się. Siedzę u ciebie w domu, bo mogę — odparła wesoło.
Chcąc nie chcąc poszłam do łazienki, biorąc po drodze jakieś ubrania. Po kilkunastu minutach wyszłam, ubrana w czarne spodnie z podwyższonym stanem i koszulkę (jak nazwała Natasza – top crop).
— Wreszcie wyglądasz jak człowiek! A teraz lecimy, zjesz po drodze. — Złapała mnie za rękę i wywlekła z pokoju. Zdołałam tylko zgarnąć torbę na ramię z książkami.
— Hej i pa! — zawołałam do taty siedzącego w kuchni. Po czym wybiegłam z domu.
— Chodź tu szybciej! Spóźnimy się!
— Mamy jeszcze dużo czasu, spokojnie zdążymy — ziewnęłam.

A jednak się spóźniłyśmy. Już siedziałam w ławce z Tati, ale i tak. Chociaż, minuta spóźnienia jak na mnie to niewiele.
Ale jednak zawsze coś.
Nuciłam pod nosem Lullaby, zespołu Nickelback. Blondynka wybijała rytm tego utworu. Od zawsze tak robiłyśmy, często bezwiednie – gdy jedna zaczynała swoje, druga dołączała. Kiedy siedziałyśmy z Taszą i Ines, trzymając instrumenty, często kończyło się na tym, że grałyśmy całą piosenkę. Niekoniecznie akurat tę.
— Williams! Bennington! Spokojniej tam!
— Dobrze, pani Hopeless — wymamrotałam. Nauczycielka uczyła niemieckiego, którym od zawsze gardziłam. Cóż... każdy lubi, co lubi, ale wolę inne języki.
— W sumie to zagrałabym coś — westchnęła cicho Williams.
— W sumie to chyba i ja bym zagrała. Jak myślisz, czy z Nataszą zdołam namówić całą resztę na zabrania czasu na jedną piosenkę? — zastanawiałam się.
— Powinno ci się udać. Póki co nie mają żadnych tras, nie? 
— Przecież ledwie wrócili z Europy — zauważyłam. — A najbliższy koncert mają za sześć dni, w dodatku na drugim krańcu Los Angeles. Nie, raczej na pewno uda nam się zagrać, zanim w sierpniu wyjadą.
Reszta lekcji minęła nam w ciszy.

— Ale to jest trochę dziwne. I nie ma sensu.
Szłam wraz z dziewczynami przez szkołę. Tak się złożyło, że w czwórkę zostałyśmy wezwane do Floodhollow. Ines najmniej się martwiła. Włosy w odcieniu jasnego blondu związała w kucyka. Jej błękitne tęczówki spoglądały na sufit, lekko zmrużone. Często żartowałyśmy, że mimo długiego życia w Ameryce, nadal zachowywała się po polsku, czasami nawet mimowolnie przechodząc na ojczysty język. Wtedy tylko ja i Natasza ją rozumiałyśmy, bo obie uczyłyśmy się Polskiego od kilku lat. Na własną rękę.
— Ines, wiesz doskonale, że nie możemy nic powiedzieć — westchnęła Natasza. Zaczęłam mimowolnie nucić I'll Be Gone.
— A ta znowu! Zaraz mnie coś trafi! — jęknęła Tati. — Jak tak dalej pójdzie to wkradnę się im do studia i sama przesłucham dziś całe Living Things. Ines, idziesz ze mną?
— Jeszcze się pytasz? Nie wytrzymam do jutra! — ożywiła się.
—  Nie radziłabym — powiedziałam. — Nie możemy wam powiedzieć nic, a zostało tylko kilkanaście godzin. Wytrzymacie.
— Susie, ja wiem, że wy dwie już słuchałyście całą płytę. Ale my? My tu się męczymy! — wymamrotała Tatiana.
Miałam już coś powiedzieć, ale nie zdążyłam.
— W sumie, to tak, słuchałyśmy. Ale co z tego? Wolałabym móc to przeżywać jak wy — wyznała Tasza.
— To było mówić od razu! Może mógłbym wtedy spać, bo twoje rozmowy z Susie, Ines, Tatianą i Klarą potrafią dobijać. Szczególnie, gdy dobierasz się do gitar, lub zaczynacie śpiewać o północy. — Usłyszałam czyjś wywód. Zatrzymałam się w miejscu, Natasza też.
— Wiesz, zgadzam się. Czasem to denerwuje. Rozmowy w środku nocy? Rozumiem wiele, ale bez przesady. — I znowu. Tym razem obie się odwróciłyśmy. Położyłam ręce na biodrach. Cała szóstka, tata, Brad, Rob, Mike, Joe i Dave, stali przed nami.
— No ale powiedzieć to się nie dało? — spytałam. 
— No niby dało, ale woleliśmy zachować to jako niespodziankę.— Rob się uśmiechnął.
— I tutaj się wyłożyliście. Od przedwczoraj po szkole chodziły plotki, że się pojawicie! — westchnęła Tati. — Więc zaskoczeniem dużym to nie było...
— ... bardziej lekkim znudzeniem. Gdzie my jesteśmy, tam i wy się ryjecie. A podobno nie plagiatujecie! — zauważyła Ines. — A swoją drogą, po co jesteście tu, u nas w szkole?
— A to na razie zostanie tajemnicą, tak jak to, kiedy ostatnio Brad się mył — powiedział tata.
— Ej! — oburzył się Delson. — Ja się myję!
— I teraz, tato, pogrążasz się bardziej — stwierdziła współczująco Natasza.
Mimowolnie wybuchnęłam śmiechem.
---------
ok. 
kolejny rozdział
dacie znać, co sądzicie, w komentarzach? czy coś
pozdrawiam,

zoe k

24 sty 2016

1. "It starts with one..."

Nazywam się Susanne Bennington. Ale, czekaj, nie ocenia się po pozorach, w tym wypadku — po nazwisku. Zaczekaj, spokojnie, aż wszystko będzie okej.
          Już dobrze? Nerwy uspokojone?
          Więc zapraszam do słuchania.

18 CZERWIEC 2012 ROKU.


Weszłam do pomieszczenia zwanego kuchnią, gdzie już urzędowała Talinda — moja macocha. Nie, nie taka wredna i zła rodem z Kopciuszka, tylko miła, pomocna i tak dalej.
          — Cześć, Susie — powiedziała, nie odwracając się nawet.
          — Hej — ziewnęłam.
          — Było nie siedzieć do drugiej w nocy — westchnęła.
          — Byłam zajęta. Oglądanie nocnego nieba to ważna sprawa — odparłam, znów ziewając.
          — W to nie wątpię.
          Rozmowa ciągnęła się dalej. Jadłam śniadanie, gdy zobaczyłam godzinę. Siódma piętnaście. Szybko pognałam się ubrać i wziąć plecak. Po jakichś dwudziestu minutach byłam gotowa do wyjścia.
          — Susie, podwieźć cię? — spytała Talinda.
          — Jeśli tylko byś mogła — mruknęłam. Tak, byłam z nią po imieniu. Mamą bym jej nie nazwała, macochą też nie.
          Po kilku minutach siedziałam w aucie. I tak była jakaś za kwadrans ósma, przez co już bylam spóźniona, ponieważ do mojej szkoły jechało się przynajmniej dziesięć minut. Bez korków.
          — I dreamed I was missing, you were so scared... — Usłyszałam w radiu.
          — LOATR — odparłam bez większego zastanowienia. Pozwoliłam, by muzyka pochłonęła mnie całą. Mimowolnie zaczęłam się kiwać w rytm melodii i śpiewać pod nosem tekst.
          Niestety, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W moim wypadku było to dojechanie pod szkołę. Szybko wybiegłam z samochodu, rzucając krótkie "Pa" i biegnąc do budynku. Zostało mi pięć minut, by się nie spóźnić.
          Więc miałam wystarczająco dużo czasu, by zdążyć do klasy.


Zanotować na przyszłość. Nigdy nie ufać sobie, jeśli chodzi o wyczucie czasu. Nigdy.
          — Bennington. Znowu spóźniona.
          — Przepraszam, pani Hopeless — wymamrotałam. Zajęłam swoje zwyczajowe miejsce, przy oknie. W ławce siedziałam z Tatianą Williams – wysoką blondynką o orzechowych tęczówkach. Znam ją od dziesiątego roku życia, od sześciu lat. Od czwartej, do dziesiątej klasy.
          — Bry, Su. Czemu dzisiaj?
          — Do drugiej obserwowałam niebo, a rano zagadałam się z Talindą — mruknęłam.
          — Serio? — zdziwiła się.
          — Jasne.
          Dalej nie było nam dane rozmawiać, gdyż nauczycielka zaczęła zwracać nam uwagę.
          Wyszłyśmy z klasy. Następną lekcją była podobno historia. Podobno, bo od ponad dwóch miesięcy nikt nie widział nauczycielki. Cały czas lecieliśmy na zastępstwach, ale nikt się nie uskarżał.
         — Z kim dzisiaj mamy? — spytałam Patricię, jedną z dziewczyn z klasy.
         — Z Floodhollow — odpowiedziała. Uśmiechnęłam się pod nosem i podziękowałam jej. Pani Floodhollow była jedną z najlepszych nauczycielek. I jedną z najmilszych. Poza tym, uczyła muzyki.


— Dzisiaj będziecie mogli zagrać bądź zaśpiewać cokolwiek — powiedziała nauczycielka. Wyszczerzyłam się do Tatiany.
          — Można parami? — spytała. Floodhollow potwierdziła. Jednym z nielicznych plusów naszej szkoły była perkusja na zapleczu muzycznym. Oraz gitara elektryczna.
          — Możemy pójść na zaplecze? — zadałam pytanie jako druga. Kolejne potwierdzenie. Niemal biegiem ruszyłyśmy do pomieszczenia.
          — Trochę biedna ta perkusja — stwierdziła Williams na miejscu. — W porównaniu do mojej lub Roba... to jest podstawowy zestaw.
          — Wiem, Tati — odparłam. — Ale lepsza taka niż żadna.
          — Masz rację.
          — Ja zawsze mam rację.
          — Nieprawda. Bierz gitarę i próbujemy!
          Szybko zgarnęłam elektryka w ręce. Założyłam pas, zagrałam coś i zaczęłam się wsłuchiwać.
          — Może być. Są lepsze, ale, jak na szkołę, ujdzie — westchnęłam. Usiadłam na pobliskim krześle.
          — To co gramy? — Spojrzałam na nią.
          — Papercut? — zaproponowała.
          — Może być.
          Więc zaczęłyśmy grać. Pierwsza była Tati, za perkusją. Potem ja dołączyłam. Nie śpiewałam, bo po co?
          W pewnym momencie Tatiana się wkurzyła i rzuciła swoimi pałeczkami o ziemię.
          — Co ci jest? — spytałam, przerywając grę.
          — Nie trafiam w nuty! Te bębny są dziwne, koniec kropka — narzekała niczym kilkuletnie dziecko.
          — Spokojnie, potem po kryjomu będziemy grać w studiu, z Taszą i Ines — uspokajałam ją.
          W tym momencie nauczycielka weszła na zaplecze. Spojrzała na nas, ale nic nie powiedziała. Wzięła gitarę akustyczną i wyszła.
          — Dobra, grajmy dalej — wróciłam do rozmowy.


— Su, nie uwierzysz. Jutro czy pojutrze ten dureń Bourdon ma przyjść do nas do szkoły — poskarżyła się Natasza w drodze powrotnej do domu. Znaczy, ona mieszkała kilkanaście domów dalej, ale zawsze coś.
          Ciemnobrązowe loczki spięła w luźnego warkocza, jej brązowe tęczówki spoglądały na mnie zza okularów z czarnymi oprawkami. Była wyższa ode mnie, mimo trzyletniej różnicy wieku — byłam starsza.
          — Nic nie mówił. — Zmarszczyłam brwi. — Jak to prawda, to będzie miał od nas oraz Tati i Ines rozmowę.
          — Zdecydowanie. Dobra, pa! — Rozdzieliłyśmy się na dwie strony. Szybko założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Po kolei playlista.
          No, I am not saying. I'm sorry. One day, maybe we'll meet again...
          A więc Closer To The Edge. 
Zaczęłam podśpiewywać pod nosem. Ludzie czasem się na mnie patrzyli, ale nieważne. Byłam szczęśliwa i to było ważne.
          Wreszcie doszłam do domu. Otworzyłam drzwi i, pierwsze, co usłyszałam, to był śmiech Lily, mojej przyrodniej siostry. Uśmiechnęłam się lekko.
          — I wtedy wujek Mike potknął się o krzesło, na którym siedział wujek Joe i oboje się przewrócili.  Wraz z krzesłem! — Usłyszałam głos taty. Weszłam do salonu, uprzednio zdejmując buty.
          — Cześć, wróciłam! — zawołałam. Lila, moja druga siostra przyrodnia, od razu zwróciła na mnie uwagę i zaczęła raczkować w moją stronę. Szybko podeszłam do niej i wzięłam ją na ręce.
          — Hej, Susie — przywitał się tata, wstając z sofy, podchodząc do mnie i całując mnie w czoło.
          W ramach podziękowania wsadziłam mu Lilę na ręce.
          — Weź ją, idę się uczyć — powiedziałam i poszłam na górę, do mojego pokoju.
          Łóżko kusiło. Położyłam się z myślą o kilkunastominutowej drzemce
          Zamiast tego po prostu usnęłam.

—————
ufff, pierwszy rozdział za mną. 
to będzie moje kolejne fanfiction, ale pierwsze, ktore mam zamiar doprowadzić do konca, co wydaje mi sie troche jakby niemozliwe z pewnych powodow.
gwiazdkujcie i komentujcie, jeśli Wam się podoba, proszę! to niby nic, ale dla mnie znaczy wiele
do następnego napisania,
zoe k